Rzadko się zdarzają takie historie, ale cóż, tym razem ktoś nie ogarnął — film jednocześnie pojawił się w dystrybucji kinowej, jak i w video-on-demand prywatnej stacji telewizyjnej. Za takową płaci rodziciel Współautora, więc kolejną skandynawską komedię oglądałem w rodzinnym zaciszu. Opowiastka o norweskim januszu, który postanawia zarobić na imigrantach jest inteligentna, śmieszna (beke mamy równo z wszystkich) i lekka, ale im dalej w film tym bardziej wytraca tempo i pomysłowość. Do końca docieramy z poczuciem, jakie to mogło być doskonałe, a jest — w tym przypadku tylko — dobrze.
Tag Archives: Norwegia
DOBRY film: Głośniej od bomb

Isabelle Huppert podpisała cyrograf z diabłem!
Oglądając Głośniej od bomb miałam wrażenie, jakbym czytała dobrą, wciągającą, ciekawie napisaną książkę. Równocześnie uważam, że film jest najlepszym medium do opowiedzenia tej historii – Trier wspaniale operuje obrazem, czy wręcz zdjęciem.
Dobry szwedzki surreal: Przysiadł gołąb na gałęzi i rozmyśla o istnieniu
W świecie filmowym nazwisko Anderson mówi wiele. Dla chłopców mających nieszczęście dorastać w latach 90. to oczywiście amerykańska seksbomba, Pamela. Dla Współautorki pierwszym skojarzeniem będzie Wes („Grand Budapest Hotel”, „Kochankowie z księżyca”). Pamiętającym doskonałą kreację Philippa Seymoura Hoffmana z filmu „Mistrz” od razu przyjdzie do głowy Paul Thomas, lubujący się w nieco rozbudowanych formach. Tym razem jednak chodzi o Szweda, z dwoma „s” w nazwisku, który na co dzień kręci reklamy, dłuższe metraże czyni od święta, ale jak już się nie zabiera to z doskonałym efektem. „Gołąb…” będący jego opus magnum dostał rok temu Złotego Lwa na MFF w Wenecji.
Dobry Dokument: Big Men
Jeden z tych zwiastunów, po których wiemy, że film trzeba zobaczyć. O tyle ciekawy, że zrobiony w konwencji thrilleru//filmu sensacyjnego, a jest przecież dokumentem. Producent — Brad Pitt. Do tego niezwykła możliwość wejścia do biznesowej kuchni i podglądanie od środka dramatycznej epopei, w której chodzi o miliardy dolarów, los milionów ludzi, stan środowiska naturalnego i niepodległość niektórych krajów. Wszystko to zaś unikając niesprawiedliwych uproszczeń, z szerszym kontekstem i prowokującymi do myślenia przykładami.
Trzy dobre komedie ze Skandynawii
Trzy komedie z północnej Europy. A konkretniej z Danii, Szwecji i Norwegii. Jedna stara staroć, którą warto przypomnieć i dwie produkcje, które były do zobaczenia w Polsce w tym roku. Niby wszystkie trzy zaklasyfikowane jako komedia, ale każda z nich operuje innym poczuciem humoru. Do wyboru do koloru: komedia kryminalna, czarna i taka-nie-do-końca-czarna. Nie brakuje też neonazistów, (sam Hitler się pojawia!), przemocy w szkole, dużej dozy dystansu do swoich nacji i momentów, gdy zadajemy sobie pytanie, co to do licha jest. Ale jest dobrze. I ciekawostka: w każdej z nich pojawia się wątek azjatycki, z czego w dwóch tak obecna ostatnio na tym blogu Indonezja.
Zacznijmy od filmu, który urzekł mnie swoim tytułem. Wyprodukowany w 2013 r. w Szwecji „Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął” zapowiadał dość pokręcone przygody geriatryków. Okazało się, że jest bardziej przaśno niż dziwnie, ale i tak nie można narzekać. Allan (Robert Gustaffson), tytułowy stulatek (choć aktor go grający jest młodszy od mojego ojca!), zirytowany nudą w domu spokojnej jesieni postanawia po prostu wyjść przez okno i uciec w świat. Po drodze zawija pewnemu neonaziście walizkę z kasą i dzięki pomocy przygodnie poznanego dróżnika Juliusa (Iwar Wiklander) stara się zgubić pościg wściekłych reprezentantów skrajnej prawicy. Po drodze dołączy do niego wybitnie nieogarnięty Benny (David Wiberg), student wszystkich możliwych kierunków, jedna kobieta i śmiercionośny słoń (że zwierzę).
ZŁY film: HOMEFRONT

Źródło: http://www.beyondhollywood.com
Homefront
USA, 2013
reż. Gary Fleder, scen. Sylvester Stallone
wyk. Jason Statham, James Franco, Winona Ryder
Jeśli w trakcie niezobowiązującego filmu sensacyjnego klasy B, który oglądacie właściwie tylko dlatego, że posypały wam się wszystkie plany na piątkowy wieczór, łapiecie się na tym, iż nie słyszycie dialogów, bo scenariusz wywołuje aż tak głośny zgrzyt waszych zębów, to znaczy, że pora zacząć biegać. Albo kupić psa. Albo znaleźć DOBRĄ książkę. No cokolwiek, byle by mieć jakąś rezerwę na te niedobre piątkowe wieczory, gdy cały świat ma was w głębokim poważaniu, za ścianą impreza sąsiadów i wiecie, że nic nie uratuje tego wieczoru…
Dobry film: THOR – Mroczny świat
„Thor – The Dark World”
USA, 2013
reż. Alan Taylor
scen. Christopher Yost, Christopher Markus, Stephen McPhelly,
wyk. Chris Hemsworth, Tom Hiddleston, Natalie Portman,
Dawno nie byłem w multipleksie. Nie ukrywam, jako stały bywalec kin studyjnych, co wynika zarówno z moich filmowych preferencji, jak i możliwości finansowych, odzwyczaiłem się od gigantycznych sal, ekranów zasysających naszą uwagę niczym czarna dziura oraz rozmachu współczesnej sztuki filmowej. Tak, nie ma się co czarować, że obecne możliwości kin są potężnym ciosem dla wszelkich prób korzystania z niezbyt legalnych źródeł. Żaden stream (jeszcze?) nie zastąpi magicznej podróży na drugą stronę kinowego ekranu, oferującego jedyne w swoim rodzaju kinowe przeżycia. A że mainstreamowe kino – jak zwykle z reszą – ma nas nieustannie zaskakiwać, poziom technicznego dopieszczenia obecnych produkcji filmowych naprawdę poraża. Szczególnie, jeśli chodzi o kino akcji.
Ja sobie zaserwowałem terapię szokową i to od razu o mocy młota nordyckiego boga gromów, syna równie potężnego Odyna – Thora. Oto bowiem wielki powrót do multipleksu miał miejsce w Kuala Lumpur, w ogromnej galerii Times Square, gdzie znajduje się… rollercoaster. To tak, żeby poczuć o jakiej skali kina mowa.