DOBRY, ale przydługi film: Medicus

Źródło: kinocast.net

Źródło: kinocast.net

The Physician

Niemcy, 2013

reż. Philipp Stölzl, scen. Jan Berger

wyk. Ben Kingsley, Tom Payne, Stellan Skarsgård

Czytaliście w młodości „Straszną historię”? Tak, w ostatnim poście, gdzie opisywałem klocki LEGO@ jako jednen z elementów mojej wczesnej edukacji, zapomniałem wspomnieć o angielskiej serii popularnonaukowej autorstwa Terry’ego Deary’ego. Jego opowiastki o „Wrednych Rzymianach” czy „Koszmarnych Celtach” były tak niesamowite, że długo mi zajęło zweryfikowanie niektórych historii. Trzymając się wątku tego wpisu — w tomie o średniowieczu była historia o arabskim lekarzu, który zobaczywszy chorego, zalecił mu kurację, po której mu się poprawiło. Zjawił się jednak Europejczyk, który nakazał odstawienie pogańskich specyfików, zalecił boże pijawki i modlitwę. Pacjent zmarł. Tak, „Medicus” przenosi nas do czasów, gdy najbardziej zaawansowany uniwersytet medyczny na świecie znajdował się na terenie dzisiejszego Iranu, gdzie urzędował Abu Ali Husain ebn Abdallah Ebn-e Sina, czyli Awicenna. Tematyka fascynująca, obsada wyborowa (Ben Kingsley jako tytułowy medyk, Stellan Skarsgård jako Balwierz), jednak czy ta produkcja jest warta 2,5 godzin naszego życia? W Niemczach powstały w zeszłym roku chyba ciekawsze produkcje („Wetland”!), ale jak nie będzie nic innego do wyboru, nie będzie dramatu.

Źródło: i1.ytimg.com

Źródło: i1.ytimg.com

Głównym bohaterem „Medicusa” nie jest jeden z najwybitniejszych uczonych nie tyle świata islamu, co całego świata, ale postać fikcyjna, Rob Cole (Tom Payne) — młody Anglik, który odkrywa swoje powołanie do ratowania ludzi, w momencie gdy umiera mu w młodym wieku matka. Początkowo stażuje u Balwierza (Stellan Skarsgård), który jest jego przybranym ojcem, jednak w pewnym momencie Rob dowiaduje się o Awicennie, legendarnym mędrcu mieszkającym w odległej krainie. Ambitny i utalentowany młodzian podejmuje się szaleńczej misji wydostania ze spowitnej mrokami wieków średnich Brytanii i dotarcia na krańce świata, do Isfahanu, gdzie znajduje się szkoła wybitnego naukowca (haha, googlowałem to miasto i znalazłem zdjęcia koleżanki, więc proszę, udostępniam:D). Oczywiście, droga trochę zajmuje i nie odbywa się bez problemów, w końcu trzeba przetaszczyć się przez pustynię. Na miejscu okazuje się, że bez referencji (skąd my, generacje stażystów, to znamy:D) nie ma czego szukać w elitarnej szkole, jednak w końcu udaje mu się przełamać opory kadry rekrutacyjnej i uzyskać kredyt zaufania. A że Rob jest bystrym i żądnym wiedzy uczniem, szybko staje się pupilem Awicenny.

[A propos Isfahanu, mogłem zaszpanować tym koleżankom z Iranu, tylko cholera wszystko szlag trafił, bo nie pamiętałem jak się Awicenna w oryginale nazywał. Trzeba było wcześniej recenzję napisać…]

W tle pięknej kariery edukacyjnej pojawiają się dramatyczny wątek miłosny Roba i mężatki Rebeki (Emma Rigby), katastrofa dżumy (choć to Iran, a nie Algieria, ale w sumie blisko, bo film kręcono m. in. w Maroku!) oraz narastające napięcie na linii religia-nauka i animozje etniczno-religijne, przeradzające się w poważny konflikt zbrojny, od którego nie będzie ucieczki. Rob wprawdzie uzdrowi szacha dzięki doświadczeniu, jakie zdobył wykonując niezbyt dopuszczalne w owym czasie sekcje zwłok, ale coś się musi skończyć, by zacząć się mogło coś nowego.

Piękna i dramatyczna historia toczy się początkowo w brudnej i śmierdzącej śmiercią Anglii XI w. by przenieść się potem w orientalne zaułki stolicy nauki, Isfahanu. Urzeka to i czaruje, nie można odmówić produkcji rozmachu, taka dobrze zrobiona kostiumowa produkcja jest jednak sama w sobie godna uwagi, jednak nie wiem, czemu się tyle ciągnie! Film ZŁY nie jest, ale wylatuje z głowy od razu po opuszczeniu kina, a miał potencjał, by stać się naprawdę ciekawą i wciągającą produkcją. W końcu toczy się w czasach, gdy to Europa na intelektualnej mapie świata była barbarią, a nauka rozwijała się w orzeźwiającym cieniu medres i palm. Czuć też podświadomie, że jest to adaptacja (pierwowzór literacki, „Medicus” Noaha Gordona, jest starszy niż autor tego wpisu!), bowiem mamy wiele ciekawych wątków, które są jednak przedstawione w sposób przydługi i trochę męczący. Tak jakby reżyser nie potrafił rozwiązać dylematu „wiernie czy dobrze”.

Źródło: ais.badische-zeitung.de

Źródło: ais.badische-zeitung.dŹródło: ais.badische-zeitung.dee

Reasumując — „Medicus” jest jak dla mnie takim poprawnym, dobrze zmontowanym filmem. Trochę tej mniej znanej historii, miłość i walka o swoje ideały, ale przy odrobinie cierpliwości nie powinno być rozczarowania. Ot tak, jakby nie było co robić po południu, jednak nie oczekujcie w kinie fajerwerków.

(„Fajerwerek”. To chyba z niemieckiego, prawda?)

Dodaj komentarz